Obudziłam
się rano około 7.00. Nie mogłam już dłużej spać....Nowe
miejsce, nowe łóżko. Muszę się dopiero przyzwyczaić. Zwlekłam
się z łóżka i poszłam w ślimaczym tępię do kuchni, coś
zjeść. Zrobiłam sobie jajecznice na boczku i grzanki. Usiadłam
przy stole i zaczęłam konsumować przygotowane wcześniej
śniadanie. W całej kuchni unosił się piękny zapach.
Nie
musiałam długo czekać aż w kuchni pojawił się Niall szukające
czegoś jadalnego.
N:
Co tak ładnie pachnie..?
Ja:
Moja pyszna jajecznica...
N:
Meeeeeeg kochanie...a może zrobiła byś mi taką jajecznicę.
Bardzo cie proszę.....
Ja:
Niech pomyśle....YYyYyy Nie!
N:Oj
no proszę cie jestem głodny...
Ja:
Z całym szacunkiem Niall ale kiedy ty nie byłeś głodny?
N:
Czyli mi nie zrobisz?- zapytał z miną zbitego psiaka.
Ja:
No dobra....zrobię...Ale wiedz ze to jest wyzysk...burknęłam
przygotowując jajecznicę.
Po
chwili do przyszedł Harry zwabiony zapachami Świerzego boczku z
jakiem.
H;
O jak super jajecznica....- wyrwał mi talerz który niosłam
Horanowi.
N:
Oddawaj to, to było dla mnie.... - wrzasną i rzucił się na
Harrego
H:
Poproś ją ładnie to zrobi jeszcze jedną.
N:
na pewno teraz ty ja błagaj....- warkną blondyn i wyrwał mu
talerz.
Ja:No
ja chyba będę opłaty pobierała ze robienie wam śniadania. -
jęknęłam i zabrałam się za robienie kolejnej porcji jajecznicy
lecz tym razem większej.
Nasypałam
Harremu na talerzyk i położyłam na stół.
Ja:
Panie Styles śniadanie podano – krzyknęłam
LO:
Kto dziś robi śniadanie – zapytał Louis wchodząc do kuchni.
-
Meeeeg – krzyknęli jednogłośnie Harry i Niall
Ja:
dzięki chłopaki mili jesteście...- burknęłam i po raz czwarty
zaczynałam piec jajecznicę.
Siedzieliśmy
wszyscy przy stole zajadając się kanapkami które musiałam
zrobić bo jajecznica chłopakom nie wystarczyła. Siedzieliśmy tak
w ciszy wymieniając się spojrzeniami. Postanowiłam przerwać te
niezręczne milczenie.
Ja:
No to który z was chłopaki jest taki kochany i oprowadzi mnie po
Londynie? - zapytałam z uśmiechem
Chłopaki
porozglądali się po sobie i bez słowa wrócili do konsumowania
kanapek.
Ja;
Nie to nie pójdę sama...
Z:
Nie no ja mogę z tobą iść...
LI:
O nie. Ty na pewno nie ty już się nią wczoraj zająłeś....-
warkną Liam.- Lou ty z nią pójdziesz...
LO:
Ja a dlaczego ja. Zayn chciał iść to niech idzie.
LI:
Louis no proszę cie, nie puszczę jej samej bo się gdzieś zgubi
albo wpadnie w jakieś kłopoty a z Zaynem jej tym bardziej nie
puszczę....
LO:
No dobra. Zbieraj się młoda – podszedł do mnie i pociągną mnie
za włosy.
Ja:
Po pierwsze nie mów do mnie młoda a po drugie jeśli jeszcze raz
dotkniesz moich włosów to odgryzę ci rękę – oznajmiłam i
słodko się uśmiechnęłam.
Zwiedzaliśmy
cały Londyn, Big Ben, London Eye., itp.
Biegałam
po całym centrum Londynu a Louis zdyszany ledwo za mną nadążał.
Ja:
No i jak ci się podoba zwiedzanie ze mną? - zapytałam siadając na
ławce w parku.
LO:
Strasznie. Ostatni raz gdziekolwiek z tobą wychodzę.- jękną.
Ja:
Oj nie było tak źle...
Lo:
Nie było tak źle? Dziewczyno! Przeszliśmy wszystkie zabytki w
niecałe 3 godziny. Ja bym tego w dwa dni nie przeszedł.
Ja:
No ale przynajmniej mamy teraz trochę czasu by pogadać....
Pociągam
go za rękę i zaprowadziłam na jakiś taras widokowy który był
niedaleko.
Ja:
Słyszałam że masz dziewczynę. Opowiedz mi o niej.
LO:
O Elenor.. ale co tu opowiadać.... kocham ją tyle chyba
wystarczy,...
Ja:
Nie nie wystarczy. Opowiedz mi jaka jest. Jak się spotkaliście...
LO:
A po co ci takie informacje? - zapytał urażony.
JA:
Bo chcę cie lepiej poznać. Na obecną chwile nie wiem o tobie nic.
Lo;
ok. Wie El jest miła Kochająca, Jest moim szczęściem...
Najlepszym co mnie w życiu spotkało.
Ja:
Chętnie ją kędyś poznam,
Lo:A
ty... gdzie twój chłopak?
Ja:
WoW ale teraz palnąłeś. Nie mam chłopaka. I raczej nie zabiera
się na to żebym miała.- oznajmiłam spuszczając wzrok.
Lo:
Ej no nie przesadzaj na pewno trafi się jakiś głupie który się
skusi...
Ja:
Wiesz co Lou, ty to potrafisz dobić człowieka.
Lo:
Nie no żartuje. Zobaczysz jeszcze znajdziesz swojego księcia z
bajki.
Ja:
tyle że ja nie chcę księcia z bajki. Ja chce normalnego chłopaka.
Który mnie przytuli. - powiedziałam smutnym głosem 5 latki.
Lo:
Oj skoro chłopaka jeszcze nie masz to ja cie przytulę – objął
mnie ramieniem i delikatnie przytulił.
Ja:
O widzę ze lekcje przytulania to u Liama brałeś.- zaśmiałam się.
Lo:
Nie dlaczego....- sykną speszony. Zmierzyłam go wzrokiem.- to za
tak widać – zapytał zawstydzony.
Ja:
Louis.... żyję z Liamem od 16 lat. Rożnie to między nami bywało
ale co jak co ale potrafię rozpoznać Liama szkołę przytulania.
Lo:
Nie jesteś taka zła na jaką wyglądasz....i muszę przyznać LUBIĘ
CIĘ..
Ja;
Czekaj czekaj...twierdzisz że wyglądam na zła osobę...No wiesz co
ty to jednak umiesz człowiekowi pojechać po ambicji.
LO:
Nie o to mi chodziła... chciałem powiedzieć ze...
Ja:
Lepiej już nic nie mów bo pogarszasz tylko swoja sytuację. -
poklepałam go po plecach.
Wróciliśmy
do domu. Liam miał oczywiście do mnie wonty że nie odbierałam od
niego telefonów i ze byłam tak długo poza domem. W końcu nie
wytrzymałam i powiedziałam to co leżało mi na żołądku.
Ja:
słuchaj stary. Ja nie jestem jakaś małolatą którą trzeba
trzymać za rękę. Traktuj mnie w końcu jak 16latkę a nie jak
10latkę. Wiem że przeszkadza ci to że tu jestem ale ja się o to
nie prosiłam. To Moja matka ubzdurała sobie że powinnam być taka
jak ty czyli idealna i ułożona pod każdym względem. Jakoś musimy
wytrzymać ze sobą ten miesiąc. Więc zaciśnijmy żeby i
przestańmy wchodzić sobie w drogę. Tak będzie lepiej dla mnie,
dla ciebie i chłopaków którzy będą musieli wysłuchiwać tych
wszystkich kłótni.- wykrzyczałam mu w twarz.
Li:
Mam cie olać i pozwolić byś robiła co chcesz? Zapomnij! Od dziś
informujesz mnie gdzie, kiedy, z kim i po co idziesz. I dostosuj się
do tego – warkną.
Odwróciłam
się na pięcie i poszłam do pokoju.
Z:
Odpuść jej trochę... Nie jest wcale taka zła...
Li:
Ja jej odpuszczę a ona trafi do poprawczaka za pobicie. Znam ją
wiem do czego jest zdolna.
Z
rozkoszą słuchałam jak mój kuzyn obsmarowuje mnie przy kolegach.
Z każdym jego słowem nabierałam ochoty by mu przywalić.
N:
Hej co tak sama siedzisz..? - zapytał Niall wchodząc do pokoju.
Ja:
Bo słucham jak kuzyn obrabia mi dupę...- syknęłam
N:
Dziwne. Normalnie się tak nie zachowuje. Zawsze jest spokojny,
uśmiechnięty i opanowany. A tu dzisiaj pokazał swoje mroczne
oblicze.
Ja:
Ja go znam tylko od tej strony. Zawsze się kłóciliśmy. Zawsze
miał nade mną kontrolę, wywyższał się. To mnie w nim
najbardziej denerwuje.
N:
I zawsze żyliście ze sobą jak kot z psem?
Ja:
Nie... czasami w drodze wyjątku był miły. Gdy się tak nie wścieka
to jest nawet.... odrobinę.... fajny.
N:
Fajny? Trochę to dziwnie zabrzmiało.
Ja:
No musisz się przyzwyczaić że wszystko co ja robię i mówię jest
dziwne...- uśmiechnęłam si niewinnie.
Gdy
sytuacja w domu się uspokoiła, zeszłam na dół. Nalałam sobie
soku do szklanki i poszłam się rozkoszować ostatnimi dzisiaj
promieniami słońca. Położyłam się na leżaku przy basenie.
Założyłam słuchawki i wyłączyłam moje ulubiona piosenkę.
Kołysałam się delikatnie w rytm melodii. Powoli zatracałam się w
każdym słowie piosenki. Z tego błogiego stanu wyrwał mnie nagły
Potop. Uniosłam niechętnie oczy w górę i zobaczyłam Malika
stojącego na balkonie, trzymającego wielkie wiadro. Szczerzył się
jak 5 latka kiedy widzi hurtownie lizaków.
Ja:
Malik ja cie zabije....- wrzasnęłam i zerwałam się z leżaka.
Pobiegłam na górę by dorwać i uśmiercić tego oto osobnika.
Biegałam mokra po pokojach szukając go. Gdy już go znalazłam,
ten poczęstował mnie kolejnym wiadrem wody.
Ja: Za co to? - krzyknęłam ociekając z wody.
Ja: Za co to? - krzyknęłam ociekając z wody.
Zayn
tylko zarechotał i uciekł.
Wyszłam
po schodach ociekając wodą. Udałam się szybko do łazienki i
przebrałam się w suche ciuchy.
Weszłam
do składzika gdzie chłopaki trzymali mopy, walizki itp. Los się do
mnie uśmiechną bo na półce znalazłam wielki pistolet na wodę.
Porwałam go i napełniłam wodą. Zaczaiłam się na Malika pod
schodami. Usłyszałam ze ktoś nadchodzi. Wyskoczyłam ze swojej
skrytki i najechałam strumieniem wody na niego. Nie był to jednak
Zayn. Przede mną stał przemoczony i wściekły Harry.
Ja:
Oj sorki to Zayn miał być mokry – powiedziałam nie mogąc
opanować śmiechu.
Styles
otrzepał swoje piękne i przemoczone loczki. Podszedł do mnie,
przewiesił mnie przez ramie i wyniósł do ogrody. Próbowałam mu
się wyrwać ale był za silny. Harry podszedł do basenu i jednym
ruchem wrzucił mnie do wody. Kolejny raz wychodziłam po schodach
ociekająca wodą, lecz tym razem trochę bardziej.
LO:
O Meg...nierównomiernie się pocisz... powinnaś iść z tym do
lekarza.
Ja:
Dzięki Louis ale nie skorzystam z twojej propozycji. - warknęłam
wchodząc do pokoju.
Do
końca dnia nie wynurzałam nosa z pokoju. Wolałam nie zostać
oblana po raz 3.